"Dałeś mi poznać drogi Twoje Panie"

Nazywam się Monika Sołtysiak. Mam 31 lat. Od 9 lat uczę języka angielskiego na różnych szczeblach edukacji. To ważne doświadczenie w moim życiu - życiu, które było nieustannym poszukiwaniem prawdy o sobie i o tym co spowodowało, że jestem taka. Świadectwo to dotyczy mojej drogi poznawania siebie poprzez doświadczenie Rekolekcji Ewangelizacyjnych oraz życia we wspólnocie Odnowy w Duchu Świętym.

Należę do pokolenia przełomu, tzn. przemian ustrojowych naszego państwa. Wychowana jestem według socjalistycznych zasad edukacji, dorastająca i studiująca w nowym demokratycznym ustroju, który zakłada pełną wolność. Ale cóż to znaczy dla mnie, kiedy od małego kazano mi(!) uczestniczyć w pierwszomajowych demonstracjach, przygotowywać apele z okazji "święta 22 lipca", itp. Wychowano mnie w rodzinie "razem trzymającej się od święta", tzn. podczas świąt rodzinnych i kościelnych. Wierzyłam w Boga zawsze. Owszem chodziłam do kościoła co niedzielę, ale tak naprawdę nie dla siebie, ale z przykazu, dla prawa. Modlitwa również towarzyszyła moim dniom, ale z powodu prawa.

Pokolenie moje to tzw. "młode wilki"- dzieci szczęścia. Realizacja marzeń pokolenia rodziców była w zasięgu ręki w "wolnym" państwie. Moje życie doświadczyło tej wolności. Kariera moja dotyczy języka angielskiego. Prestiż jaki daje znajomość tego międzynarodowego języka, samo studiowanie kultury krajów anglojęzycznych dawało szerokie horyzonty, a przede wszystkim budowało moją dumę. Mogłam o czymś myśleć, planować, a przede wszystkim liczyć na swoje zdolności językowe. I tak zaczęło się moje "wspinanie", praca w prywatnych szkołach językowych, zdobywanie pieniędzy, niezależność, możliwości finansowe... Byłam w stanie samodzielnie wynająć mieszkanie i utrzymać się.

Niestety moje mieszkanie było "puste". W ciągu tych kilku lat straciłam kontakt ze znajomymi, których tak wielu miałam w szkole, z którymi łączyło mnie tyle wspomnień. Równocześnie podobało mi się życie samodzielne, czyli życie niezależne. Mając 27 lat spostrzegłam, że jest coś nie tak. Owszem byli wokół mnie ludzie bliscy, z którymi tak naprawdę nie byłam blisko. Nie potrafiłam tworzyć więzi z innymi. Rozmawiać o tym co ważne, o uczuciach, wyrażać siebie, swoje pragnienia. To działało w obydwie strony, ponieważ nie potrafiłam też słuchać. Co więcej nie potrafiłam określić kim naprawdę jestem, jaką wartość stanowię. Liczyła się niezależność materialna i to co mogę zrobić ze swoimi środkami.

W 2000 roku zdałam sobie sprawę, że się boję i wszystkich traktuję jako zagrażających mojej wewnętrznej wolności. Ten strach dotyczył również Boga, którego uważałam za tak odległego jak stąd do nieba, który jest mi obcy i jeśli się zbliżę odbierze mi tak ważną dla mnie wolność. Wolność traktowałam jako samodecydowanie o wszystkim, planowanie i perfekcyjną realizację pomysłów. Niestety pogubiłam się w tym wszystkim co mnie otaczało. Pędzący świat. Szybkie zmiany. Coraz poważniejsza dorosłość związana z mnóstwem istotnych decyzji, np. jaką pracę wybrać spośród mnóstwa ofert, na ile godzin się zdecydować, aby zapewnić sobie środki na utrzymanie oraz czym zajmować się w dopadającej mnie samotności. Uciekałam przed pustym mieszkaniem. Rodzina na krótką chwilę dawała mi radość, właściwie męczyła codziennymi problemami.

W styczniu Roku Jubileuszowego, pamiętam to dokładnie, zadałam pytanie Bogu: "Jest rok Jubileuszowy, rok "łaski u Pana"? I co, mija miesiąc niczym nie różniący się od zeszłych. Czy tak ma wyglądać ten niezwykły rok, Boże?" Teraz wiem, że Bóg jest Bogiem, który mówi, i to konkretnie oraz jest cierpliwy.

W lutym otrzymałam zaproszenie na spotkanie, które miało być ważnym, ponieważ "Jezus na mnie czeka". Właściwie nie było we mnie wielkiego pragnienia, aby pójść na to ważne spotkanie. Jednakże to co zaczęło się pod koniec lutego i trwało przez cały Wielki Post, zmieniło moje życie na zawsze.

Przeżyłam Rekolekcje Odnowy w Duchu Świętym, tzw. REO. Podczas cotygodniowych spotkań na katechezie, grupach dzielenia oraz codziennych spotkaniach ze Słowem z Pisma Świętego dokonywała się powolna przemiana mojego patrzenia na życie. Przyjęłam tę prawdę, że Bóg mnie zna i że mnie kocha, że nigdy nie jestem sama i mogę, jeśli chcę, zwrócić się do Niego, a On mi odpowie. I tak też się stawało. Usłyszałam swoje imię wymawiane przez Boga "Moniko". To niesamowite przeżycie usłyszeć swoje imię wypowiedziane z miłością. Zaczęłam rozmawiać z Nim próbując nazywać to co działo się ze mną przez wszystkie lata życia: dorastanie w rozbitej rodzinie, bez ojca, życie zakompleksiałej nastolatki, trudności z emocjami, samotność w tłumie, smutek do szpiku kości.

To otwarcie na łaskę napełniło mnie ogromem pokoju i miłości do siebie, rodziny i innych. Zaczęłam w końcu się uśmiechać, tak po prostu żyć z uśmiechem (Boże tylko Ty wiesz jaką swobodę poczułam). Mam w sobie obraz mojego teraz z tamtych lat. To jest żelazna gruba metalowa skorupa z ołowianą obręczą zespoloną metalowymi nitami, w środku moje małe serce nie mogące oddychać. Pełnia życia dopiero otwierała się przed mną. Ja, która uważałam, że mam wszystko: wykształcenie, mieszkanie, jakiś status, poważanie, zobaczyłam, że tak naprawdę nie żyłam. Podczas REO zdałam sobie sprawę, że Bogu chodzi o moje życie, cenne, niepowtarzalne życie w radości i dla Niego ważne!

Po REO zostałam pośród ludzi, którzy stanowili grupę osób spotykających się na cotygodniowej modlitwie. Czasami biegłam na spotkanie, tak ważne było dla mnie to półtoragodzinne spotkanie. Właściwie nic szczególnego tam się nie działo, modlitwa, czytanie Słowa Bożego. Jednakże w tym czasie dokonywało się otwieranie coraz mocniej tej skorupy. Moje serce ujrzało blask żyjącego "Boga z nami", czyli Jezusa Chrystusa. Jemu oddałam całe moje życie bez obawy o moją wolność. Osoby, które mnie otaczały podobnie jak ja przeżyły wcześniej, czy ze mną rekolekcje odnowy, więc czuły podobnie jak ja. To pozwoliło mi zbliżać się coraz bardziej do innych. Ponieważ czuły jak ja, nie bałam się mówić o moich przeżyciach i ciągłych zmianach. Ważne jest również to, że po REO rozpoczął się czas wiosny i Świąt Wielkanocnych, czyli przebudzenia. Tak właśnie się czułam odkrywając w sobie zmiany, pozytywne myślenie i radość, wiele radości. Ludzie stawali mi się bliżsi, z niektórymi nawiązałam bliskie relacje spotykając się w inne dni na rozmowach o codzienności, problemach. Tak zaczęło się wspólne rozwiązywanie ważnych spraw. Wiele otrzymałam dobra i cennych wskazówek, ale też konkretnej pomocy od młodego małżeństwa, które również przeżyło REO. Do dzisiaj spotykamy się i dzielimy sobą. To cudowne przeżycie mieć kogoś bliskiego i móc opowiedzieć o tym co się przeżywa, ale również umieć słuchać. Tego nauczyłam się pośród ludzi, słuchać o ich "sprawach", widzieć w nich siebie i modlić się za siebie nawzajem.

Z tej grupy kilkunastu osób w 2000 roku powstała rok po roku wspólnota świeckich i kapłanów ze znamienną nazwą Nazaret. "Nasarus" znaczy kwiat, właściwie pączek. Ta rozkwitająca część stanowi bardzo istotny element kwiatu, bo nadający piękno całej roślinie. Pączek kwiatu jest świeży, nowy i tchnący życiem, cały czas rozwijający się. Taka jest ta wspólnota, którą stanowią w większości ludzie młodzi, cały czas powiększająca się. Nazaret to również, a może przede wszystkim dom, Dom Świętej Rodziny. To ciekawe, że Nazaret powstał w parafii Świętej Rodziny, w miejscu, które tak dobrze znałam od dzieciństwa. Wychowałam się w mieszkaniu naprzeciwko wzgórka, gdzie od 10 lat stoi ta mała, ale urzekająca świątynia. Nazaret to wspólnota ludzi modlących się co tydzień i rozważających Słowo Życia, rozeznane na każdy etap. To również wspólnota próbująca pomagać ludziom w różnych problemach, modląca się wstawienniczo za osoby w trudnościach życiowych. To ważne, aby nie roztrząsać problemów ludzi, ani nie próbować ich rozwiązywać, ale by wesprzeć osobę w trudnym czasie modlitwą, zrozumieniem, wysłuchaniem. Sprawdza się tu słowo: "Jedni drugich brzemiona noście". Tak jest o wiele łatwiej.

W Nazaret są osoby, które konkretnie wspomagają potrzebujących. Grupa ludzi oddaje swój czas i siły, aby przyjmować i nakarmić bezdomnych z Elbląga. Codziennie robią zakupy i gotują obiady dla kilkudziesięciu osób. Z grupą młodych ludzi spotykamy się, aby udzielać korepetycji dzieciom z osiedlowej szkoły podstawowej, których rodziców nie stać na prywatne lekcje (mój angielski nabrał innego wymiaru).

Ważne jest również wspólne świętowanie. W Nazaret jest czas na modlitwę, pracę, ale czas na radość przy stole. Od dwóch lat spotykamy się, aby na modlitwie dziękczynienia i prośby powitać Nowy Rok oraz bawić się przy dobrej muzyce. Każde święto gromadzi Nazaret na agapie. Jest to czas wspólnych rozmów i bliższego poznawania się.

Jestem tu w Nazaret pośród ludzi, aby z nimi żyć, dzielić się sobą, tzn. tym co jest we mnie i jest moim bogactwem. Bóg dał mi wiele talentów i zdolności. Czy mam je trzymać dla siebie? Pragnę dawać to co dostrzegam w sobie, dobro które pochodzi od źródła dobra i miłości. Cieszę się z każdej wspólnej inicjatywy podejmowanej razem. Samemu trudno byłoby dokonać czegoś dobrego. Razem jest o wiele łatwiej. Każdy otrzymał różne zdolności, które oddaje, aby wspomóc drugich. Mogę powiedzieć, że kocham Nazaret, a więc wszystkich, którzy tu są i przyjdą, i to czego Nazaret się podejmuje. Nie jest to łatwe, bo jesteśmy tylko ludźmi słabymi i z wadami. Ale miłość ma być cierpliwa i nikt nie mówił, że będzie łatwa.

Kiedyś otrzymałam w prezencie małą książeczkę pt. "Ciesz się bogactwem życia". Na początku oburzyło mnie to, że ktoś próbuje mi wmówić, że nie ma we mnie radości z życia. To była prawda. Nie widziałam piękna swego niepowtarzalnego życia, które jest darem i należy tylko do mnie. Nie czytałam jej od razu. "Odnalazłam" ją po czasie. Spośród kilkunastu stwierdzeń dotyczących życia jest jedno, do którego wracam często i pozwolę sobie zacytować:

" Ten świat ma tak wiele dla nas wszystkich -
jeśli tylko mamy oczy, które to widzą,
serce, które to kocha
i dłonie, które to dla nas zbierają ... "

(L. M. Montgomery)




Świadectwo Agnieszki

 

Hej Mam na imię Agnieszka, mam 18 lat, od niemal 2-óch lat należę do Odnowy w Duchu Świętym "Nazaret". Chciałabym podzielić się tym wszystkim czego doświadczyłam w ostatnim czasie od Pana.

Dnia 14 maja wyjechaliśmy ze wspólnotą na "Ogólnopolskie Czuwanie Odnowy w Duchu Świętym", którego hasłem było:"Wy jesteście światłem świata", i które miało miejsce w Częstochowie. Ogólnie rzecz mówiąc tuż przed wyjazdem wszystko wskazywało na to, iż to nie mój czas i nie moje miejsce na to właśnie czuwanie i szczerze mówiąc nie miałam ochoty tam jechać. Ale zdecydowałam się-pojechałam...dziś już wiem dlaczego !

Na miejscu byliśmy już o godzinie 6:00, program zaś zaczynał się dopiero od godziny 9:00, także nie pozostało mi nic innego jak tylko "tułaczka" wraz z mymi znajomymi po okolicach Częstochowy. Było bardzo słonecznie. Wszystko zaczęło się od półgodzinnej modlitwy, a raczej wielbienia Pana śpiewem, po czym odbyła się półtoragodzinna konferencja. Zmęczenie podróży cały czas dawało się we znaki, także z owej konferencji nie wyniosłam zbyt wiele. Na szczęście Bóg cały czas czuwał: po konferencji świadectwo dał brat, który opowiedział o swoim zniewoleniu przez różnego rodzaju muzykę techno, o tym jak ukazał mu się posłaniec Pana, który zapraszał go do pójścia za Nim. Wszystko to było niesamowicie dosadne i prawdziwe. Po całym jego przemówieniu poczułam niesamowitą radość i chęć dzielenia się nią z innymi. Ale to był tylko początek tego, co Pan przygotował dla mnie na ten dzień. Chwilę później zaczęła się modlitwa u uwolnienie z różnego rodzaju grzechów, takich jak: chciwość, żądza, pożądliwość duchowa. Jezus przychodził także z uwolnieniem od innych bożków, stosowanie bioenergoterapii, itp. Mówił, iż to wszystko pochodzi od Złego, u Niego znaleźć można jedynie Zbawienie!

Kilka dni przed tym wyjazdem modliłam się do Pana o uwolnienie z grzechu pożądliwości duchowej, pamiętam jak trzymając Słowo Pana w ręku, prosiłam Go o znak i kierownictwo Jego Ducha przy otwieraniu Pisma. Nigdy nie zapomnę z jak ogromną radością przyszedł, gdy otworzyłam Je i znalazłam słowa skierowane na ten czas właśnie do mnie!

(
"Napisałem do was, młodzi,

że jesteście mocni

i że nauka Boża trwa w was,

i zwyciężyliście Złego.

Nie miłujcie świata,

ani tego, ani tego co jest na świecie.

Jeśli kto miłuje świat,

nie ma w nim miłości Ojca.

Wszystko, bowiem, co jest na świecie, a więc:

pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia

nie pochodzi od Ojca, lecz od świata

Świat zaś przemija, a z nim jego pożądliwość; kto zaś wypełnia wolę Bożą, ten trwa na wieki.")

Dziś już wiem, że Duch Święty był ze mną w tej modlitwie. Podczas modlitwy o uwolnienie z grzechu pożądliwości duchowej czułam, że całkowicie nie oddaję się Panu, tym zabawniejsze było to, gdy już na koniec ksiądz prowadzący ową modlitwę powiedział:"Jezus mówi, abyście po raz kolejny zawierzyli mu swój grzech" Pomyślałam: "Jeny! On naprawdę jest tutaj i pragnie, abym oddała Mu to wszystko!". Chwilkę później jeden z animatorów otrzymał słowo od Pana. Gdy zaczął je czytać, pomyślałam sobie:"hmm, skądś jest mi one znajome..." i nagle wiedziałam! Było to te same słowo, które otrzymałam od Pana kilka dni wcześniej! Na koniec całej modlitwy o uwolnienie ks. powiedział:"Jezus przechadza się teraz między wami"-rewelka, ponad 100tyś. ludzi, a Jezus był tam z nami! Nie umiem wyrazić tego w słowach, co wtedy czułam. Płakałam i jednocześnie swą radość wyrażałam śmiechem. To nie był jednak koniec niespodzianek...

Po prawie 2-godzinnej przerwie na obiadek, rozpoczęła się druga część programu, a mianowicie: modlitwa uwielbienia, konferencja, kolejne świadectwa, oraz uwieńczenie wszystkiego, czyli Eucharystia. Wszystko byłoby piękne, gdyby nie całkowita zmiana pogody-deszczyk! Wraz ze znajomymi przemokliśmy do suchej nitki, wpadliśmy, więc na pomysł, aby podczas Eucharystii na dworze pójść do Bazyliki, w której również odbywały się msze. Siedząc już tam, jedna z sióstr powiedziała:"Wierność Chrystusowi". Słowa te dały nam do zrozumienia, po czym spowrotem wróciłyśmy na poprzednią Eucharystię. Teraz jestem przekonana, że kierował nami Duch Święty. Jeden z księży otrzymał chwilę później "światełko", w którym Pan powiedział, iż owy deszcz jest strumieniem łask i błogosławieństw. Na tę wiadomość moje serce znowu poczuło miłość ze strony Boga i przenikającą radość! Obie, swą radość pragnęłyśmy wyrazić w tańcu. Uczucia, którymi się kierowałyśmy są nie do opisania!

Zmoknięte wróciłyśmy do autokaru, gdzie obie czułyśmy niepohamowaną chęć powiedzenia świadectwa, tak też się stało.

Po powrocie do domu cały czas czułam się ogarnięta łaską Pana, co więcej owy deszcz i chłód nie sprawił żadnego uszczerbku na moim zdrowiu! Dziś czuję się rewelacyjnie! Przez hasło całego czuwania Jezus po raz kolejny przyszedł do mnie z darem ewangelizacji i wyjścia z nią do ludzi! Za to wszystko, czego dokonał i nadal dokonuje w moim życiu i mojej rodzinie,
za każde nawrócone serce - CHWAŁA PANU!!!

 



© Sebastian Brudziński 2006